Konkurs Jordanowski

Ogłaszamy konkurs dotyczący naszego założyciela. Poniżej zamieszczamy zakres materiału do opanowania:

MATERIAŁ  – Materiały dla Gimnazjum

MATERIAŁ CZ. II – Materiały dla Szkoły Podstawowej kl. IV-VI

O. Franciszek Maria od Krzyża Jordan – Droga do Świętości

I. Zarys biograficzny

Dzieciństwo

Gurtweil jest wioską położoną na wysokości 327 metrów nad poziomem morza, złożoną z Okołu 70 domów, z których niemal wszystkie charakteryzują się jedynym w swoim rodzaju słomianym dachem. Wynika to przede wszystkim z wielkiej biedy.

W interesującym nas okresie liczba ludności w tej miejscowości z ledwością sięgała 400 mieszkańców, w większości chłopów, lecz także hodowców bydła. Istniał tylko tuzin piętrowych domów i jedynie cztery z nich zbudowano z kamienia. Wszystkie pozostały były drewniane, w większości pokryte byle jakimi słomianymi dachami.

Gurtweil znajduje się na południu Niemiec, przy granicy ze Szwajcarią.

To tutaj o. Franciszek Jordan przyszedł na świat 16 czerwca 1848 r.

Na chrzcie świętym, następnego dnia po urodzeniu, tj. 17.06., otrzymał imię Jan Chrzciciel (Johnn Baptist).

Ojciec miał na imię Lorenz, a matką była Notburga, z domu Peter. Oboje rodzice o. Jordana byli rolnikami i prowadzili małe gospodarstwo rolne.

Warunki życia rodziny były bardzo skromne. Jeden ze świadków opisał dom rodzinny o. Jordana: „Był to mizerny budynek jednopoziomowy, ze słomianym dachem sięgającym prawie do ziemi, bez muru i komina. Cały był zresztą sczerniały od dymu”.

O. Jordan miał dwójkę rodzeństwa, starszego brata Martina i młodszego Eduarda.

Przez wiele lat cały ciężar utrzymania rodziny spoczywał na barkach matki o. Jordana – Notburgi. Stało się to z powodu nagłej i nieuleczalnej choroby jej męża Lorenza. Sytuacja materialna rodziny znacznie się pogorszyła wskutek śmierci Lorenza. Zmarł on w wieku zaledwie 44 lat, 19 maja 1863 r.

Do śmierci ojca, pomijając kwestię biedy, o. Jordan miał dość normalne dzieciństwo.

W wieku sześciu lat zaczął uczęszczać do szkoły podstawowej razem z 70 innymi uczniami. I jak wszyscy chłopcy w tamtym wieku kontynuował naukę do czternastego roku życia. Był zdolnym uczniem, o żywym, trochę niespokojnym temperamencie, objawiającym się również w żartach i niewinnych psotach.

Kiedy był wzywany do tablicy, by pomóc nauczycielowi, jedną ręką pisał cyfry z lekcji arytmetyki, a drugą szkicował śmieszne rysunki ku wielkiej uciesze uczniów, którzy cenili sobie tę innowacyjną metodę uczenia się dość trudnego przedmiotu.

O. Jordan od dziecka uczęszczał na niedzielną Mszę św., która była wpisana na trwale w życie religijne całej rodziny i wszystkich mieszkańców Gurtweil. W wieku 12 lat, zgodnie z przyjętym ówcześnie zwyczajem, przystąpił do sakramentu spowiedzi. Bierzmowanie otrzymał 1860 r., a Pierwszą Komunię rok później.

Podczas Pierwszej Komunii nastąpiło dziwne wydarzenie. Podczas tej doniosłej uroczystości o. Jordan ściągnął na siebie uwagę wszystkich swoim dziwnie niespokojnym zachowaniem. Po zakończeniu uroczystości usprawiedliwiał się: „Biała gołębica krążyła koło mojej głowy. Nic nie mogłem poradzić, choć próbowałem ją przepędzić. Potem wzbiła się w niebo”.

Pierwsza Komunia i śmierć ojca stanowią dwa przełomowe momenty w życiu o. Jordana. Wyciszył się i stał się bardzo religijną osobą. Zaczął unikać kolegów, rozczytywał się w życiorysach świętych, przystępował często do sakramentów spowiedzi i Komunii św.

Młodość

Gimnazjum w Konstancji

W wieku 18 lat o. Jordan odczuwał dwojakiego rodzaju powołanie. Pierwsze do malarstwa, do którego przejawiał duży talent. Odważył namalować się kilka obrazów, które, choć arcydziełami nie były, przejawiały przedsmak czegoś dobrego.

Jednak w jego sercu coraz natarczywiej odzywał się tajemniczy głos wzywający go do kapłaństwa. Nie odrzucał go, nie uciekał od tej myśli. Kiedyś wyrwało się mu: „Bóg chce tego ode mnie”.

Na przeszkodzie realizacji pragnienia swojego serca stanęła bieda.

Młody o. Jordan spiesząc rodzinie z pomocą materialną pracuje jako malarz, tapicer, dekorator. Jako pracownik fizyczny pracuje przy budowie kolei Bazylea – Konstancja Po jej ukończeniu pracuje jako robotnik rolny pomagając przy żniwach, przy regulacji rzeki, a w wolnych chwilach łowił ryby, które następnie sprzedawał.

Kiedy skończył 20 lat o. Jordan był zobowiązany odbyć służbę wojskową. Od tej pory miał być zawsze osiągalny i gotowy na każde wezwanie władz wojskowych. Na początku 1869 r. o. Jordan został zobligowany do odbycia służby wojskowej w Konstancji i wyznaczony do oddziału piechoty. Była to jednak tylko krótka przygoda trwająca zaledwie sześć tygodni. Jego zły stan zdrowia nie pozwolił mu pozostać w wojsku dłużej.

Mógł zatem ponownie zająć się nauką, co było jego kolejnym krokiem do upragnionego kapłaństwa. Za radą chrzestnej matki o. Jordan podejmuje dalsze kształcenie się w Konstancji.

Konstancja wznosi się na wysokości około 400 metrów nad poziomem morza, nad Jeziorem Bodeńskim, przez które przepływa Ren.

O. Jordan przybywa tam w 1870 r. i udaje mu się zapisać do szóstej klasy miejscowego gimnazjum, które cieszy się dobrą reputacją ze względu na wysoki poziom kształcenia. Jako dwudziestolatek jest najstarszy z 30 uczniów.

Ucząc się początkowo żył bardzo skromnie. Dysponował tylko niewielką sumą pieniędzy podarowaną mu przez brata Eduarda i przez matkę chrzestną, która troskliwie się nim opiekowała.

Podczas nauki w gimnazjum w Konstancji o. Jordan odznaczał się niezwykłą pilnością i sumiennością. Przejawiał zwłaszcza wielki talent do nauki języków. W tym czasie mówił biegle, oprócz niemieckiego, po włosku, francusku, angielsku, hiszpańsku, holendersku i duńsku.

Ówczesny niewierzący dyrektor gimnazjum dr H. Schiller zaproponował o. Jordanowi po zdanej maturze stypendium i studia klasyczne w Heidelbergu, gdzie greka i łacina były na porządku dziennym. O. Jordan tę propozycję stanowczo odrzucił.

Szkolni koledzy darzyli wielkim szacunkiem o. Jordana ze względu na jego skromne zachowanie, cichemu, pobożnemu życiu, choć nie rozumieli powodów, dla których stanowczo chciał wybrać drogę kapłaństwa.

Po czterech latach nauki w gimnazjum w Konstancji 11 sierpnia 1874 r. w wieku 26 lat o. Jordan zdaje egzamin dojrzałości. Było to duże osiągnięcie i powód do radości.

Przez ostatnie lata o. Jordan wyrobił sobie twardy kręgosłup zarówno w wyniku pracy fizycznej, jak i z powodu wytrwałego ślęczenia nad książkami.

Wrócił do domu w przeddzień Święta Wniebowzięcia.

Przed przystąpieniem do studiów teologicznych uzyskał w czasie wakacji paszport, który pozwolił mu wyjechać do Włoch; najpierw do Neapolu, a następnie do Rzymu, będącego od dawna wymarzonym celem. Wrócił stamtąd ubogacony kulturalnie, a zwłaszcza duchowo.

Mając 26 lat droga do kapłaństwa stała przed nim otworem, choć nie była zupełnie prosta.

Studia na Uniwersytecie we Fryburgu

Fryburg jest bardzo starym i zabytkowym miastem założonym w XII wieku. Nad miastem góruje gotycka katedra, znajduje się tu również prestiżowy uniwersytet, założony w 1457 roku.

Kiedy o. Jordan się do niego zapisał jesienią 1874 r., dołączył do ponad 300 studentów, z których połowa zajmowała się dziedzinami teologicznymi.

O. Jordan skończył 26 lat, kiedy zaczął tutaj swoje szczególne przygotowanie do kapłaństwa.

Podobnie jak w gimnazjum i na fryburskim uniwersytecie o. Jordan brał naukę na serio i oddawał się studiom z wielkim zapałem i zaangażowaniem.

Z tego okresu zachowała się następująca opinia o o. Jordanie: „Korzystam z okazji, by zwrócić uwagę na pewnego teologa z trzeciego roku. Jan Chrzciciel z Gurtweil. Wyróżnia się szczególną pobożnością i pokorą oraz nieprzeciętnym talentem do języków obcych. Choć jest raczej niezdarny w kontaktach ze światem zewnętrznym, Jordan zna za to ponad 50 języków – tak, dokładnie 50 języków obcych. Jest on w stanie mówić nimi wszystkimi i w większości z nich może także tłumaczyć”.

Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że znajomość języków obcych była wpisana w przyszłe misyjne i apostolskie plany o. Jordana. W każdym razie jego ulubionym językiem zawsze było Słowo Boże.

Warto wspomnieć, że 1 lipca 1875 r., na zakończenie pierwszego roku akademickiego, o. Jordan napisał pierwszą kartkę swojego Dziennika duchowego, który jest niezwykłym zapisem jego rozwoju duchowego, jego wewnętrznych przeżyć i pragnień.

Zatem ten biedny i skromny student, przybyły z maleńkiej wioski Gurtweil, w wieku 29 lat ściąga na siebie uwagę i podziw, czego owocem jest w pełni zasłużony dyplom magisterski.

Seminarium Sankt Peter

W tamtym czasie sam zamiar zostania księdzem to było jeszcze mało. Nie wystarczył dyplom ze studiów, aby wstąpić do seminarium. Potrzebne były rekomendacje.

Kiedy o. Jordan zapukał do bramy seminarium Sankt Peter (Świętego Piotra) koło Fryburga 18 października 1877 r. mógł się pochwalić kilkoma rekomendacjami, m.in. od dyrektora studiów teologicznych uniwersytetu we Fryburgu Josepha Kamila Litschgi oraz swojego księdza proboszcza z Gurtweil. Obaj nie szczędzili pochwał pod jego adresem z punktu widzenia moralnego i religijnego.

Ale to wszystko wciąż nie wystarczało. O. Jordan musiał się poddać egzaminom wstępnym do seminarium. Egzaminy te odbyły się 17 i 18 sierpnia i dotyczyły przedmiotów teologicznych.

O. Jordan pozytywnie zdał wszystkie egzaminy i mógł wstąpić do seminarium, usytuowanego w starym i obszernym klasztorze sięgającym XII wieku.

Pragnienie zostania księdzem zostało spełnione 21 lipca 1878 roku. Tego dnia trzydziestoletni o. Jordan otrzymał święcenia kapłańskie.

Rzymskie studia

Campo Santo Teutonico jest niemieckim kolegium mieszczącym się na wzgórzu watykańskim, kilka kroków od Bazyliki św. Piotra.

4 października przybywa tam o. Jordan, aby tam zamieszkać i rozpocząć studia języków wschodnich w Papieskim Instytucie św. Apolinarego. Studiował tam od października 1878 r. do stycznia 1880r.

Z pasją studiuje języki orientalne: grecki, hebrajski, aramejski, syryjski, perski, koptyjski, arabski. Posiada dużą łatwość przyswajania sobie tych języków. Do ich opanowania stosuje szczególną metodę: czyta Pismo Św., klasyczne teksty liturgiczne i duchowe w tych językach. Wszystko robi to prywatnie, bez potrzeby uciekania się do jakichkolwiek nauczycieli.

Narodziny nowego dzieła

Myśl o założenie nowego dzieła apostolskiego, które mogłoby przyjść z pomocą ludziom zaniedbanym religijnie, narodziła się w sercu o. Jordana jeszcze przed święceniami kapłańskimi.

W swoim Dzienniku duchowym zapisał znamienne słowa: „Dopóki żyje na ziemi choćby jeden człowiek, który nie zna Boga i nie kocha Go ponad wszystko, nie wolno ci ani na chwilę spocząć”.

Myśl o nowym dziele nie opuści go już nigdy, choć stawiał jej wewnętrzny opór.

Plan, i to nawet w drobnych szczegółach, coraz wyraźniej zarysowywał się w czasie rzymskiego pobytu, choć nadal trwały wątpliwości i wahania, zwłaszcza poczucie osobistej własnej nieodpowiedniości do wykonania takiego zadania.

Jednak 10 listopada zapisał w swoim Dzienniku: „Dokonaj tego dzieła na Chwałę Bożą i dla zbawienia dusz!” A niedługo potem: „Jest wolą Bożą, żebyś dokonał dzieło”.

Ta myśl stawała się natarczywa zwłaszcza po sprawowaniu Eucharystii.

Podróż do Ziemi Świętej

Na początku roku 1880 dla o. Jordana nadarza się okazja podróży na Bliski Wschód.

Podróż ta daje wiele sposobności załatwieni wielu spraw: pielgrzymki do miejsc świętych, doskonalenia znajomości języków, zbadanie zdumiewających horyzontów misyjnych, spotkań z ważnymi osobistościami w kwestii planów, które nosi w swoim sercu i z których już nie robi żadnej tajemnicy.

15 marca o. Jordan przybywa do Jerozolimy, gdzie odprawia Mszę św. na Świętym Grobie. W tym miejscu i w tej chwili czuje się umocniony w swoim postanowieniu, a wątpliwości wydają się rozwiązane.

W tym szczególnym miejscu dla chrześcijaństwa o. Jordan wykonuje gest, który dla niego nabiera głębokiego znaczenia: kładzie swój Dziennik na kamieniu Świętego Grobu. Na tych stronach bowiem było już w zalążku jego przyszłe dzieło, które tam miało otrzymać decydującą pieczęć. Było to w Niedzielę Męki Pańskiej – szczegół wcale nieobojętny. Krzyż bowiem będzie prawdziwym znakiem rozpoznawczym „rodziny”, która miała się narodzić i zapuszczała swe korzenie na Kalwarii.

14 sierpnia 1880 r. powraca o. Jordan do Rzymu. Jego podróż na Bliski Wschód była bardzo udana. Odwiedził słynne miejsca, poznał ważne kościelne osobistości od których otrzymał zachętę, wsparcie i błogosławieństwo dla rodzącego się dzieła.

Realizacja dzieła

Apostolskie Towarzystwo Nauczania

Po wielu trudach i perypetiach związanych z uzyskaniem zgody odpowiednich władz kościelnych na powstanie nowego dzieła o. Jordan zakłada Apostolskie Towarzystwo Nauczania (ATN).

Celem Apostolskiego Towarzystwa Nauczania było krzewienie wiary, głoszenie Ewangelii Jezusa Chrystusa na całym świecie, za pomocą wszelkich dostępnych środków, zgodnie ze słowami z Ewangelii św. Jana: „A to jest życie wieczne, aby poznali Ciebie, jedynego i prawdziwego Boga, oraz tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa” (J 17,3).

Ks. Jordan pragnął, aby członkowie Towarzystwa wiernie naśladowali Apostołów i na ich wzór głosili naukę Jezusa Chrystusa – Dobrą Nowinę o Zbawieniu. Stąd bierze się nazwa Apostolskie Towarzystwo Nauczania.

Siedzibą Apostolskiego Towarzystwa Nauczania mieściła się w domu, w którym przebywała i zmarła św. Brygida szwedzka, przy Piazza Farnese 96.

W dniu 8 grudnia 1881 roku, w uroczystość Niepokalanego Poczęcia N.M.P., w domowej kaplicy odprawił o. Jordan Mszę św. w towarzystwie dwóch pierwszych współpracowników: ks. Luthena i ks. Leonhardiego.

Ten dzień uważa się jako oficjalny porządek istnienia Apostolskiego Towarzystwa Nauczania.

Po wielu przemyśleniach o. Jordan postanowił, aby Apostolskie Towarzystwo Nauczania przyjęło formę zgromadzenia zakonnego. To znaczy wszyscy członkowie zgromadzenia mieli złożyć śluby zakonne, aby wiernie naśladować Chrystusa żyjąc w ubóstwie i w bezżeństwie.

W Niedzielę Palmową 11 marca 1883 r. o. Jordan składa swoje śluby zakonne przed spowiednikiem.

Formułę swoich ślubów zapisał w Dzienniku: „Przyrzekam naszemu papieżowi Leonowi XIII i jego prawowitym następcom zarówno posłuszeństwo, jak i ubóstwo oraz czystość, i przyrzekam ponadto, z pomocą łaski Bożej, całkowicie poświęcić siebie i ofiarować na chwałę Boga i dla zbawienia dusz. Rzym, w Niedzielę Męki Pańskiej 1883. Jan Maria Franciszek od Krzyża”.

Od tego samego spowiednika przyjął także o. Jordan habit zakonny w kolorze szaro popielatym, pokutnym, dość podobnym do tego, jaki wybrał sobie św. Franciszek z Asyżu.

Co do „Krzyża” w imieniu, to od dawna dojrzewało w nim, że dzieła Boże rosną w cieniu krzyża.

Towarzystwo Boskiego Zbawiciela (Salwatorianie)

Od roku 1884 nazwa nowego zgromadzenia zakonnego, założonego przez o. Jordana brzmi Towarzystwo Boskiego Zbawiciela.

Słowo „Zbawiciel” w języku łacińskim brzmi Salvator, dlatego też członków zgromadzenia nazywa się: Salwatorianie.

8 marca 1911 r. Stolica Apostolska definitywnie zaaprobowała istnienie Towarzystwa Boskiego Zbawiciela jako zgromadzenie zakonne.

Na jego czele stanął o. Jordan, który nosił tytuł Generała zakonu Salwatorianów. Piastował ten najwyższy urząd do października 1915 r.

Salwatorianie pod rządami o. Jordana, dzięki jego wysiłkom rozwijali się bardzo dynamicznie.

Zgromadzenie liczyło już 454 członków.

Ostatni okres życia o. Jordana

Ostatnie lata o. Jordana, które spędził we Fryburgu w Szwajcarii, upływają pod znakiem choroby, która doskwiera mu raz mocniej, raz słabiej.

W roku 1918 stan zdrowia o. Jordana bardzo się pogorszył. Z dnia na dzień stawał się coraz słabszy. Dolegliwości dotyczyły przede wszystkim żołądka i przewodu pokarmowego. Jednocześnie postępował proces zwapnienia tętnic.

Na własną prośbę 28 maja o. Jordan przyjął sakrament Namaszczenia chorych, w obecności całej wspólnoty, przejętej i wzruszonej.

Ostatnią Mszę św. odprawił 25 czerwca. Każdego dnia będzie mu jednak przynoszona Komunia święta.

W pewnym momencie konieczne stało się przeniesienie o. Jordana do szpitala w miejscowości Tafers, który był prowadzony przez siostry miłosierdzia św. Wincentego a Paulo.

Był to bardzo skromny szpital przeznaczony dla biedaków z okolicznych wiosek, ale pełnił także rolę hospicjum dla starców.

Przewieziono go samochodem do Tafers w towarzystwie dwóch zakonników. Była godzina ósma rano 26 sierpnia 1918 r.

Po schodach udało mu się wejść samemu. Kiedy stanął w drzwiach przeznaczonego dla siebie bardzo ubogiego pokoju, wydawało mu się, że wrócił do swojego biednego rodzinnego domu w Gurtweil. Brakowało tylko dachu ze słomy.

Siostry z wielkim oddaniem troszczyły się o o. Jordana, który bardzo cierpiał, ale nie skarżył się. Cierpiąc przez długi czas miewał zamknięte lub przymknięte oczy, był zatopiony w rozmowie sam na sam z Bogiem. I to sprawiało, że stawał się pogodny.

Niestety, stan zdrowia był beznadziejny.

Ojciec Jordan, założyciel Salwatorianów, umiera 8 września 1918 r., w uroczystość Narodzenia Najświętszej Maryi Panny.

Ojciec Jordan umarł w opinii świętości.

Jego doczesne szczątki zostały złożone w podziemiu kościoła w Tafers, a w roku 1956 przewieziono je do kaplicy głównego domu salwatoriańskiego w Rzymie.

II. O. Franciszek Maria od Krzyża Jordan – Duchowość

Człowiek ufnej i nieustannej modlitwy

O. Franciszek Jordan bezgranicznie pokładał ufność w Bożą Opatrzność.

Słowa Chrystusa „Proście, a będzie wam dane” prowadziły go do bezustannej modlitwy. Był głęboko przekonany, że bez modlitwy nic w życiu nie można dokonać i osiągnąć. Modlitwa jest więc konieczna i nieodzowna dla naszej więzi z Chrystusem, dla naszego duchowego rozwoju. Nie można być w pełni człowiekiem nie modląc się. Bez modlitwy człowiek umiera jak niepodlewany kwiat.

Ponieważ dzięki ufnej modlitwie wszystko możemy od Boga otrzymać o. Franciszek zachęcał swoich współbraci (czyli członków Towarzystwa Boskiego Zbawiciela): „Bądźcie mężami modlitwy! Ten, kto nie jest mężem modlitwy, niczego nie dokona”.

Aby każdy z członków Zgromadzenia zawsze pamiętał o tym obowiązku, pod kropielnicą, przed swoimi drzwiami kazał umieścić napis: „Modlitwa jest największą potęgą świata”.

Często powtarzał słowa: „Modlitwa jest najpotężniejszą bronią. Jeżeli Boga mieć będziecie za sobą, może całe piekło wystąpić przeciwko wam, a nie ulegniecie”.

Życie o. Franciszka Jordana było przepełnione modlitwą. Sam siebie napominał: „Franciszku, módl się nieustannie. O Franciszku, oddawaj się przynajmniej przez siedem godzin dziennie modlitwie! Nie zaniedbuj tego postanowienia!”

Szczególnie w ostatnich latach swego życia zachęcał siebie i innych do ustawicznej modlitwy.

W swoim Dzienniku duchowym często notował słowa: „Modlić się – modlić się – modlić się – nieustannie, z wielką ufnością”.

Najważniejszym miejscem dla o. Franciszka Jordana była domowa kaplica. Codzienna Msza św. i adoracja Najświętszego Sakramentu stanowiła istotę i centrum jego zakonnego życia i apostolskiej działalności.

O. Franciszek modlił się z taką żarliwością, że ręce jego drżały, i modlił się z tak głębokim przekonaniem, jakby istotnie widział Chrystusa.

O. Jordan był także rozmiłowany w nocnej modlitwie. W domowej kaplicy urzekało go ciche, migotliwe światło wiecznej lampy.

W Dzienniku duchowym notował: „Jak tylko możesz, spędzaj czas nocny na modlitwie”. „Przynajmniej jedną część nocy spędzaj na samotnej modlitwie”.

Głębokie wrażenie wywarło na o. Jordanie zdanie z Ewangelii św. Łukasza (6,12): „W tym czasie Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc spędził na modlitwie do Boga”.

Prosił swoich współbraci: „Naśladujcie naszego Boskiego Nauczyciela, który tak wiele się modlił, i o którym Pismo św. pisze: …i spędził noc na modlitwie”.

Pobożność Maryjna

Ogromną rolę w życiu o. Jordana odgrywała Maryja. Był on prawdziwym, autentycznym czcicielem Maryi. Praktycznie nie rozstawał się z różańcem. Modlitwa różańcowa była codziennym, obok Mszy w. i adoracji Najświętszego Sakramentu, pokarmem jego duszy.

O. Jordan bezgranicznie zawierzył siebie i założone przez siebie Zgromadzenie Maryi.

Naoczni świadkowie opowiadają, że byli głęboko wzruszeni, gdy go widzieli klęczącego przed obrazem Matki Bożej Bolesnej.

O. Franciszek miał szczególny sposób zwracania się do Matki Bożej w chwilach szczególnych trosk i potrzeb. Mianowicie wypisywał krótko swoją prośbę na małej karteczce i wkładał ją do rąk figury Matki Bożej Niepokalanej, która znajdowała się na biurku w jego pokoju. Często zdarzało się, że figura ta była wprost obwieszona wieloma karteczkami.

Matka Najświętsza wynagrodziła o. Jordanowi jego synowskie przywiązanie i bezgraniczną miłość do Niej, zabierając go z tego świata w swoje święto – Narodzenie Najświętszej Maryi Panny – dnia 8 września 1918 r.