Wywiad z ks. Andrzejem Drogosiem SDS

osoba, która mówi, że czyjeś słowo do niej nie trafiło, bo ten ktoś nie umie mówić, powinna chyba najpierw zapytać siebie o to, czy potrafi słuchać…”

Ksiądz Andrzej Drogoś. Urodzony 24 kwietnia 1964 roku w Nowym Sączu. Do Salwatorianów wstąpił w roku 1983. Profesję wieczystą złożył w 1988 roku. Święcenia kapłańskie przyjął 24 maja 1990 roku w Bielsku – Białej. W Polsce pracował w Bielsku– Białej, jako wikariusz i duszpasterz Hospicjum, Trzebini, jako magister nowicjatu i w Zakopanem, jako rektor kościoła i rekolekcjonista. Od 2003 roku pracuje w Nitrze na Słowacji. Duszpasterz, rekolekcjonista i kierownik duchowy.

Jak długo jest Ksiądz rekolekcjonistą i dlaczego właśnie taką formę posługi zakonnej Ksiądz wybrał?

Rekolekcjonistą jestem… od zawsze J A dokładnie – odkąd jestem księdzem. Pierwsze rekolekcje (dla młodzieży) przeprowadziłem w pierwszym roku kapłaństwa, a moje pierwsze „prawdziwe” rekolekcje (parafialne) w drugim roku. Pamiętam je doskonale – było to w Węgorzewie na Mazurach. Później do współpracy zaprosił mnie ceniony w naszym środowisku rekolekcjonista i misjonarz, ksiądz Zbigniew Socha i dzięki niemu zdobyłem niezbędne doświadczenie. W następnych latach wygłosiłem wiele rekolekcji parafialnych i misji, rekolekcji dla młodzieży i różnych grup. Ważną częścią mojej pracy jako rekolekcjonisty była praca w środowisku osób konsekrowanych – wśród księży i sióstr zakonnych.

Czy pamięta Ksiądz rekolekcje w swoim życiu, które szczególnie mocno Księdza poruszyły?

Które rekolekcje mnie poruszyły najbardziej? Trudno jest odpowiedzieć na to pytanie. Poruszają wszystkie. A każde w inny sposób. Bardzo dobrze pamiętam niektóre osoby spotkane na mojej rekolekcyjnej drodze i rozmowy z nimi. Pozostaną we mnie na zawsze.

Staram się być pierwszym słuchaczem swoich słów, więc nie tylko każde rekolekcje, ale każda nauka i każde słowo pozostają we mnie na długo i dużo mnie kosztują. I dzięki Bogu, że tak jest. Tak, rekolekcje głoszę także dla siebie.

Często się dziś mówi, że udane rekolekcje zależą tylko od dobrego szafarza słowa. Czy zgadza się Ksiądz z tym stwierdzeniem?

Nie, absolutnie nie zgadzam się z takim stwierdzeniem. Pierwszym, od którego zależy „sukces” rekolekcji, jest Pan Bóg i jego tajemnicze (czasem delikatne, czasem bardzo mocne) działanie w ludzkich sercach. Na równi z Nim jest człowiek. Gdyby nie jego dobra wola, jego otwarcie na łaskę i chęć współpracy z nią oraz pragnienie przybliżenia się do Boga i przemiany życia – nawet najlepszy rekolekcjonista nie zrobi nic. Rekolekcjonistę widzę raczej jako kogoś, kto rzuci ziarno, kto zapali płomień. Tylko tyle może. Nic więcej.

Jak od strony praktycznej przygotowuje się Ksiądz do rekolekcji?

Długo noszę w sobie temat, o którym chcę powiedzieć. Myślę o nim, modlę się. To dla mnie najważniejsze przygotowanie. Trwa dosyć długo i jest dla mnie niezwykle ważne. Ważniejsze, niż to, co przychodzi potem. Bo potem już tylko układam sobie konspekt nauki i zapisuję słowa, sformułowania, tematy, o których nie mogę zapomnieć. Nie mam zwyczaju pisania swoich rekolekcji. Trochę żałuję, że tak jest, ale już się to pewnie nie zmieni. Choć – kto wie…

Zdarza się że po latach posługi rekolekcyjnej ma Ksiądz czasem tremę?

Za każdym razem, gdy staję przed ludźmi. Na szczęście, gdy zaczynam mówić, trema mija. Nie mija natomiast niepewność, czy moje słowa trafią do odbiorców – czasem tak jest, a czasem nie i nigdy nie wiem, jak będzie.

Lata praktyki nauczyły mnie, że tak naprawdę nie liczy się to, co sobie wyobraża i co czuje rekolekcjonista, ale jego słuchacze. Bo to oni są najważniejsi.

Głosi Ksiądz rekolekcje po całej Polsce a nawet świecie. Czy parafie różnią się od siebie mentalnie?

Rekolekcje głoszę przede wszystkim w Polsce i na Słowacji, ale mam za sobą również rekolekcje w Stanach Zjednoczonych, Australii i w kilku krajach Europy, które wygłosiłem dla środowisk polsko i słowackojęzycznych. Tylko kontynenty i państwa różnią się od siebie. Każde miejsce jest inne, bo inni są ludzie, którzy przychodzą słuchać Słowa Bożego.

Szczególnym doświadczeniem były dla mnie rekolekcje (spotkania), które przed kilku laty przeprowadziłem dla dzieci i młodzieży ze szkoły podstawowej w jednym z czeskich miast. Doświadczyłem wtedy bezradności i szczęścia zarazem. Bezradności, bo musiałem znaleźć sposób, jak mówić o Bogu młodym ludziom, z których większość w ogóle Go nie znała. I szczęścia, gdy przekonałem się, że w sercach tych ludzi jest naturalna tęsknota za Bogiem.

Nie łatwo jest dziś dotrzeć do człowieka ze Słowem Bożym. Można nawet powiedzieć, że mamy uszy a nie słyszymy, mamy oczy a nie widzimy. Jak zatem trafić do współczesnego, zabieganego katolika?

Nie da się trafić ze słowem do człowieka, który nie chce zatrzymać się i posłuchać. Na szczęście, w rekolekcjach uczestniczą tylko ci, którzy chcą. Duszpasterze chcieliby, aby w rekolekcjach uczestniczyło jak najwięcej parafian. My, rekolekcjoniści, chcielibyśmy, żeby na nauki przychodzili tylko ci, którzy tego naprawdę chcą.

Nie wierzę w cudowną umiejętność trafiania ze słowem do ludzkich serc. To może uczynić tylko Bóg. A człowiek może i powinien Mu w tym pomóc.

Duże wyzwanie, może dziś stanowić dla rekolekcjonisty także dotarcie do młodzieży?  Z czego czerpie Ksiądz inspirację przygotowując nauki dla młodych, często bardzo zbuntowanych  ludzi?

Nie sądzę, aby dzisiejsi młodzi ludzie byli zbuntowani. Te czasy już, niestety, chyba bezpowrotnie minęły. Dzisiaj młodzi ludzie są raczej znudzeni. Ale i oni tęsknią za normalnością i tym, by ich życie miało sens. Do młodych ludzi mówię o tym samym, o czym mówię do dorosłych. Może tylko robię to nieco inaczej.

Na co dzień to Ksiądz  jest kaznodzieją, ale są przecież takie chwile kiedy trzeba  usiąść po drugiej stronie ołtarza i z mówcy stać się słuchaczem. Czy taka zamiana ról jest łatwa?

Ja, generalnie, wolę słuchać, niż mówić, więc taka zamiana ról nie sprawia mi trudności. Wiem, że upraszczam, ale powiem tak: osoba, która mówi, że czyjeś słowo do niej nie trafiło, bo ten ktoś nie umie mówić, powinna chyba najpierw zapytać siebie o to, czy potrafi słuchać…

Bielsko nie jest Księdzu obce.  W zasadzie wraca Ksiądz do swoich, bo przez pierwsze trzy lata, był Ksiądz opiekunem salwatoriańskiej grupy w pielgrzymce na Jasna Górę;-) Jak wspomina Ksiądz czas spędzony w naszym mieście?

Tak, wracam do swoich, bo Bielsko uważam trochę za swój dom i mam tu wielu bliskich mi ludzi. Moich związków z Bielskiem jest więcej, niż tylko przewodnictwo pielgrzymki. Tutaj zdobywałem pierwsze duszpasterskie „ostrogi” podczas praktyki diakońskiej, tutaj była moja pierwsza parafia, Hospicjum, grupa pielgrzymkowa, ale przede wszystkim ludzie, których bardzo szanuję i cenię. To o nich, a nie o mojej pracy, myślę najczęściej.

Z wdzięcznością i wzruszeniem wspominam mojego pierwszego proboszcza, księdza Józefa Żydka, budowniczego kościoła pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski i długoletniego proboszcza tamtejszej parafii. Jeśli jest coś dobrego i ludzkiego w moim duszpasterskim podejściu do ludzi – zawdzięczam to jemu.

Chcę też powiedzieć, że i do Waszej parafii wracam po wielu latach – i to jako rekolekcjonista. Kiedy to było? Czy nie w 1996 roku, czyli równo dwadzieścia lat temu, wygłosiłem tu dla Was rekolekcje? Wtedy jeszcze był stary kościół… Zobaczcie jak wiele od tego czasu zmieniło się u Was. I jak bardzo my sami zmieniliśmy się w ciągu tych lat.

Dziękuję księdzu proboszczowi za zaproszenie do poprowadzenia tegorocznych rekolekcji cieszę się na spotkanie z Wami.

Serdecznie dziękuję za rozmowę i w imieniu wszystkich naszych parafian życzymy Księdzu wielu Bożych łask w dalszej kapłańskiej posłudze;-)

 

Z księdzem Andrzejem  rozmawiała Agnieszka N.