Wywiad z ks. Stanisławem Starostką SDS
„ …nie czuję, że jestem daleko od ojczyzny.
W zasadzie to tylko ponad 300 km ”
Uśmiech, radość i ogromna otwartość na drugiego człowieka, to właśnie ks. Stanisław Starostka SDS. Pochodzi On z parafii salwatoriańskie z Piastowa koło Warszawy. W 1990 roku wstąpił do Zgromadzenia Księży Salwatorianów a w 1997 roku przyjął święcenia kapłańskie. Całe Jego życie zakonne związane jest z pracą misyjną na Węgrzech, gdzie m.in. otwierał ze współbraćmi pierwsze placówki salwatoriańskie a obecnie jest proboszczem w parafii Wniebowzięcia NMP w Sződliget.
O tym, jak wygląda praca duszpasterska wśród Węgrów, wpadkach słownych oraz o dziwnych spacerach z żelazkiem ulicami parafii rozmawiałam z ks. Stanisławem , który od 19 lat mieszka i pracuje na Węgrzech.
Agnieszka N.: Od samego początku chciał Ksiądz przyjechać na Węgry?
Ks. Stanisław: Od samego początku chciałem pojechać na misje, w szerokim tego słowa znaczeniu. Myślałem raczej o Afryce, Tanzania. Koniec końców, przy rożnych spotkaniach z Węgrami przyszło mi do głowy, żeby tu przyjechać. Widziałem taką potrzebę, było to godne zadanie i dlatego się tutaj znalazłem.
A.N.: Sumując cały ten czas, z przerwami pracuje Ksiądz na Węgrzech już 19 lat?
Ks. Stanisław: Już na początku 4 roku studiów bardzo mocno chciałem pojechać na Węgry. Od tego czasu zacząłem się uczyć języka, co trwało około 1,5 roku. Później pojechałem do Rumunii, do miasteczka w którym mieszka bardzo dużo Węgrów, żeby właśnie tam uczyć się węgierskiego. W tym czasie na Węgrzech nie mieliśmy żadnych wspólnot, dlatego tam właśnie przygotowywałem się do przyszłej pracy.
A.N.: Co było najtrudniejsze dla Księdza na początku pracy wśród Węgrów?
Ks. Stanisław: Myślę, że brak dobrej znajomości języka. Po 9 miesiącach intensywnej nauki trafiłem już tutaj, do pracy parafialnej. Byliśmy z kolega wikarymi u proboszcza, który mieszkał w sąsiednim mieście a my samodzielnie pracowaliśmy. Sprowadzaliśmy się na Węgry jako Zakon, wiec dużo było załatwiania formalności. W parafii udzielaliśmy sakramenty, katechizowaliśmy w szkole podstawowej. To wszystko razem było dość dużym wyzwaniem ale głęboka woda sprawiła, że po około roku język był już dobry i wszystko się dobrze poukładało.
A.N.: Pamięta Ksiądz jakieś wpadki związane z językiem węgierskim?
Ks. Stanisław: No wiec niedługo jak tu przyjechałem prowadziłem ślub. Bardziej się obawiałem tego ślubu niż sami nowożeńcy I wpadka była! Mianowicie do pani młodej powiedziałem słowa które należało powiedzieć do pana młodego i tak wyszło, że pani młoda miała powtórzyć za mną do swojego narzeczonego ”biorę sobie ciebie za żonę…”. Wszyscy się zaczęli oczywiście śmiać;-) Kiedyś przyjechaliśmy na Mszę Prymicyjną, po której wszyscy ludzie gratulowali, że tak świetnie mówię po węgiersku. Wnuczek jednej z kobiet, obecny na uroczystości, zapytał się jednak na koniec , w jakim ja języku mówiłem…
A.N.: Najtrudniejszy wyraz w języku węgierskim to…?
Ks. Stanisław: megszentségteleníthetetlenségeskedéseitekért, ale nie pytaj o znaczenie
A.N.: Jakie polskie zwyczaje wprowadzili Salwatorianie w parafiach węgierskich?
Ks. Stanisław: Wprowadziliśmy „kolędę”, która w czasach komunizmu znikł. Działa to nieco inaczej niż w Polsce, nie do końca się to tutaj przyjęło, gdyż odwiedzamy chętną rodzinę jedynie na ich zaproszenie. Drugim zwyczajem było wprowadzenie „białego tygodnia” po Komunii Świętej i to świetnie funkcjonuje. Ma to swoje bardzo duże plusy, możemy się z dziećmi spotkać po Komunii, wprowadzić ewentualne korekty, bardziej uświadomić dzieci. Kolejny zwyczaj, który ze sobą przywieźliśmy to święcenie pokarmów. Zrobiliśmy to ze względu na Polaków, którzy mieszkają w okolicach, choć jest ich niewielu. W zasadzie na ich prośbę wprowadziliśmy ten zwyczaj ale jest on bardzo popularny w Rumunii, skąd ludzie mieszkają na terenie naszej parafii, więc z radością to przyjęli.
A.N.: Zauważa Ksiądz różnice między religijnością Polaków a Węgrów?
Ks. Stanisław: O tak. Ich religijność na swoje korzenie w historii ale została mocno zmodyfikowana przez czasy komunizmu. Chodzenie do kościoła, wyznawanie wiary otwarte i z radością, takie jak można zobaczyć w Polsce, tutaj nie jest aż tak bardzo widoczne. W Polsce 95% ludzi to katolicy a tutaj 50 % społeczeństwa to katolicy, więc ci którzy chodzą do kościoła są w zdecydowanej mniejszości. Sprawia to, że wycofują się oni z wiarą do swoich domów, a z drugiej strony szukają mocnej wspólnoty w Kościele. Poza tym religijność Węgrów jest mocno związana z Pismem Świętym, oczywiście Msza i sakramenty są ważne ale ogromne znaczenie ma właśnie Pismo Święte. Duży jest kult maryjny wśród węgierskich katolików.
A.N.: Od września zeszłego roku jest Ksiądz jedynym kapłanem w parafii, przez co pełni funkcje proboszcza, katechety i duszpasterza swoich wiernych. Dużo tego!
Ks. Stanisław: Nie jest tak strasznie jak to brzmi Dużo ludzi bardzo pomaga mi oraz wspólnocie. Jest rada parafialna, która pomaga i radą i pracą, jest katechetka, są ludzie, którzy angażują się w organizacje różnych imprez, programów dla dzieci i młodzieży. Jest sporo osób którzy są bardzo blisko mnie a ja ich, i którzy pomagają także nie jest źle!
A.N.: Czy mimo to nie czuje się Ksiądz czasem samotny?
Ks. Stanisław: Coraz bardziej przyzwyczajam się do tej sytuacji, ale na początku szukałem różnych możliwości zmiany. Musiało zostać tak jak jest ale mamy dosyć bliskie kontakty w naszej małej, trzyosobowej wspólnocie salwatorianów, gdyż oprócz mojej parafii na Węgrzech są jeszcze dwie które prowadzimy i spotykamy się ze współbraćmi. Nie jestem więc sam jak palec a przyzwyczajam się do tej sytuacji jaka jest. Może na początku przeżywałem to właśnie jako samotność ale teraz już mniej tak to odczuwam.
A.N.: Po tylu latach pracy na obczyźnie tęskni Ksiądz jeszcze czasem za Polską, za domem?
Ks. Stanisław: Nie wiem czy tęsknota to dobre słowo. Ja jestem w Polsce duchem i sercem, częstymi kontaktami. Przez ostatni rok mieszkałem w Polsce, tak więc nie czuję ze jestem daleko od ojczyzny. W zasadzie to tylko ponad 300 km …;-)
A.N.: Czy ma Ksiądz ulubione miejsce w Polsce, do którego lubi Ksiądz wracać?
Ks. Stanisław: Najczęściej jeżdżę do mojej rodziny. Bardzo miło jest też w Bagnie! Bardzo bliskie sercu jest mi także Bielsko-Biała, bo przez nie jeżdżę do Polski Bielsko to było pierwsze miejsce w życiu, gdzie poszedłem w góry! Było to jakoś w 8 klasie. Bielsko jest bardzo sympatycznym miastem.
A.N.: Mówił ksiądz, że baaaardzo lubi dzieci. Ma z nimi kontakt, bo jest katechetą w szkole. A czy pamięta Ksiądz w co najbardziej lubił bawić się będąc dzieckiem?
Ks. Stanisław: Bawiłem się z najbliższą koleżanką Agnieszką w gotowanie, a z moim bratem w lotnisko
A.N.: Przyłapałam Księdza w niecodziennej sytuacji. Często Ksiądz chodzi z żelazkiem na spacer?
Ks. Stanisław: Nie Mianowicie szykujemy się do pieszej pielgrzymki z Węgier do Sanktuarium w Łagewnikach. Tym żelazkiem naklejane były nalepki na świeczki, które będą pamiątką dla pątników.
A.N.: Długa trasa przed wami! Ile to kilometrów?
Ks. Stanisław: Jest to VII Międzynarodowa Piesza Pielgrzymka z Węgier (Hidasnemeti) do Krakowa Łagiewnik, która organizujemy my Salwatorianie. Idziemy 275 km i 9 dnia dochodzimy do celu.
A.N.: Czy może Ksiądz pozdrowić naszych czytelników w węgierskim języku?
Ks. Stanisław: Üdvözlöm a plébániai újság minden olvasóját! Isten áldja!
A.N.: Dziękuję ze poświęcony czas i życzę, aby Pan Bóg stawiał na Księdza drodze wielu wspaniałych ludzi, których będzie Ksiądz zarażał swoim optymizmem!