„Gdy Bóg zamyka drzwi to otwiera okno…” czyli słów kilka o Jaśku Meli

 

Kiedy patrzymy na cierpienie innych bądź sami go doświadczamy, w naturalny sposób rodzi się w nas pytanie „dlaczego?” Szukając winowajców takiej a nie innej sytuacji najczęściej zatrzymujemy się na Bogu, zrzucając całą odpowiedzialność za cierpienie na Niego. Nawet ludzie, w życiu których Bóg nie znaczy wiele lubią Go czasem o coś móc obwinić. Może jest tak nam łatwiej…  Trudno przecież spojrzeć na chorobę, wypadek, zło które nas dotyka jak na coś dobrego!

A jednak paradoksalnie, są w naszym życiu takie sytuacje, trudne sytuacje, dzięki którym zaczynamy smakować życie i wiarę od nowa. Na początku tego nie dostrzegamy, co więcej- buntujemy się przeciwko wszystkim i wszystkiemu, aby z perspektywy czasu spojrzeć wstecz i wiele zrozumieć.

Świat 13-letniego Janka Meli i jego rodziny runął jak domek z kart, gdy chłopiec został porażony prądem. Wskutek licznych obrażeń, po 3 miesiącach ciężkiej walki lekarze zdecydowali się amputować lewe podudzie i prawe przedramię. Utrata dwóch kończyn dla dorastającego chłopaka z pewnością była największym dramatem w życiu. Rodzina, która powinna być dla niego wsparciem sama podnosiła się jeszcze  po śmierci 7 letniego syna Piotrka. Nieszczęście za nieszczęściem. Czy z takiej ruiny można jeszcze coś zbudować?

Po ogromnej walce z samym sobą i zapewne z Bogiem młody Jasiek podjął decyzję, na którą nie byłoby stać niejednego dorosłego.  W jednym z wywiadów młody Mela wyznał: „Zrozumiałem, że samobójstwo jest największym egoizmem i frajerstwem, jakie istnieje. Zrozumiałem, że muszę żyć dla nich, żeby dali sobie radę. Jeżeli moja mama straciła w pożarze dom, w wyniku nieszczęśliwego wypadku jednego syna, drugi stracił rękę i nogę a potem popełniłby samobójstwo, to faktycznie ta rodzina by teraz nie istniała”.  To właśnie nastolatek postanowiło zawalczyć nie tylko o siebie ale także o rodzinę, która była mocno poraniona prze zżycie.

„W naszym życiu Boga nie było. Mama urodziła się w rodzinie ateistycznej. Tata w weekendy jeździł do Warszawy i handlował monitorami, które sprowadzał z Niemiec. Zamiast chodzić w niedzielę do kościoła, to ćpał. Nigdy nie wierzyłem, że do takiej rodziny może przyjść Pan Bóg” mówi Janek Mela.

A jednak Bóg przychodzi do naszego życia w sposób często tylko sobie zrozumiały. Cierpienie, które dotknęło  młodego chłopca sprawiło, że rozpadająca się rodzina na nowo zaczęła funkcjonować jako jedność. Janek swoją niebywałą determinacja i silna wolą, pokazał, że nie ma dla człowieka wierzącego szczytów nie do pokonania. Dosłownie i w przenośni.

To właśnie niepełnosprawny Janek Mela Jest polskim polarnikiem, najmłodszym w historii zdobywcą obydwu biegunów . Jest jednocześnie pierwszym niepełnosprawnym, który dokonał takiego wyczynu. Założył fundację „Poza Horyzonty”. Zrozumiał, że dla kogoś kto kocha i walczy o siebie i innych nie ma rzeczy niemożliwych.  Uczestniczył w wyprawie która obejmowała obydwa bieguny Ziemi w jednym roku.  Zdobył  najwyższy szczyt Afryki –  Kilimandżaro, brał udział w wyprawie na najwyższy szczyt Kaukazu – Elbrus; w której wraz z nim uczestniczył też niewidomy od urodzenia Łukasz Żelechowski oraz Piotr Pogon, który od 20 lat walczy z chorobą nowotworową i przeszedł resekcję płuca. Uczestniczył w wyprawie wspinaczkowej na liczący ponad 1000 metrów szczyt El Capitan w Kalifornii w Stanach Zjednoczonych.

„Dla mnie ten wypadek był ogromną próbą. Każdy z nas ma swoje życie. Masz imię, nazwisko. Masz biały kolor skóry, jesteś kobietą, jesteś obywatelką Polski, być może jesteś katoliczką. Każdy ma mnóstwo takich etykiet, które dopóki nie dojdą do jakiejś granicy, to tak naprawdę nic nie znaczą, są puste. Masa ludzi po prostu żyje, nie zastanawiając się nad tym wszystkim. W gruncie rzeczy jeżeli twoje życie nie jest narażone na jakiś ogromny problem, trudność czy próbę, to tak naprawdę nie musisz sobie zadawać pytania, czy chcesz żyć. Dostałaś życie, więc żyj i się tym nie przejmuj. Żyj z dnia na dzień. Przychodzi jednak taki dzień, kiedy musimy o coś zawalczyć w naszym życiu i te sprawy stają się bardzo ważne.”

Mama Janka w swojej książce „ Bóg dał mi kopa w górę”  krótko podsumowuje tragedie które spotkały ją i jej rodzinę : „Moją wiarę Pan Bóg powolutku zaczął odbudowywać. Wyciągnął mnie z tej strasznej czeluści…”

Myślę, że każdy z nas ma za sobą podobne doświadczenia. Każdego przecież w taki czy inny sposób dotyka szeroko rozumiane cierpienie. Ale jak do niego podejdziemy i czy wyciągniemy z niego wnioski zależy już tylko od nas samych. Jasiek Mela jest świetnym przykładem, że „gdy Bóg zamyka drzwi to otwiera okno”.

Agnieszka N.